2016-02-12

zestaw obiadowy made by Tajfun

Dzisiaj kulinarnie, ale przede wszystkim międzykulturowo.
Niedawno pisałam o tym, jak bardzo lubię kunmińskie stołówki zakładowe, w których za niewielkie pieniądze można kupić furę żarcia. Tak samo uwielbiam chiński stół, na którym w miseczkach mamy parę potraw i sami regulujemy, ile zjemy. Czasem jednak jest tak, że coś mi zostanie. Na przykład ostatnio zostały dwa maleńkie kotleciki kurze i pół miseczki warzywnego curry z dynią. Nienawidzę wyrzucać jedzenia. Z drugiej strony ani ilość mięsa, ani ilość warzyw nie była wystarczająca na prawdziwą chińską kolację. Jako, że nie chciało mi się przyrządzać kolejnych dwóch czy trzech potraw od zera, poszłam na łatwiznę. Zrobiłam tzw. 套餐 taocan czyli zestaw obiadowy. Czyli Jeden talerz/jedna tacka z konkretną porcją jedzenia, wystarczającą, by się najeść, ale niedopuszczającą dokładek. Czyli - mniej więcej - normalność polskiego studenta. Pamiętam stołówki krakowskie: jeden taocan czyli jeden zestaw składał się z zupy, drugiego dania i kompotu bądź deseru. Byli hardcorowcy, którzy przynosili pojemniki: zupę jedli na miejscu, obiad pakowali sobie na kolację, a na śniadanie jedli deser z kawą...
Wracając do mojego zestawu obiadowego: od rzeczywistości polskiego studenta zdecydowanie różniła go zawartość.
Poza wspomnianym kotlecikiem drobiowym i solidną łychą warzywnego curry, położonych na miseczce ryżu, dodałam surówkę z marchwi i kiszonej kapusty, a także przybrałam całość paskami świeżej papryki. W osobnej miseczce - zupa. Konkretnie żur z grzankami. A obok - dwa sosy do maczania mięsa: cytrynowo-miodowy i słodki sos chilli.
Tak. Moja kuchnia to zdecydowanie kuchnia con-fusion ;) Ale skoro ZB smakuje... I skoro z taką przyjemnością używa widelca i noża... :D
Co najśmieszniejsze: taki zestaw, który mnie się kojarzy głównie ze studiami, dla ZB kojarzy się z całkiem sensownymi knajpami z... Tajpej. Tak! Najpopularniejszymi knajpami z tego typu zestawami (no, może bez żurku... za to z zupą z wodorostów) są knajpy rodem z Tajwanu. To właśnie tam się podaje miskę ryżu, danie główne, warzywko (zazwyczaj właśnie kiszone!) i miseczkę zupy...
A Wam jak się takie dania kojarzą?

11 komentarzy:

  1. Krakowscy studenci pozdrawiają :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda zdecydowanie lepiej niż zestawy stołówkowe z czasów słusznie minionych, w których studiowałam. Przy zakupie obiadów oddawało się też karki na mięso, a w zamian był codziennie mielony z nie wiadomo czego z sosem (tzw. ślizgacz) lub bez – granat. Chociaż udało nam się trafić na stołówkę w Dziekance, z której korzystali studenci ASP, Akademii Muzycznej i uniwerku, i w której jedzenie było smaczne. Codziennie były 2 zestawy do wyboru przy czym próby wynegocjowania zamiany surówki spotykały się z większym lub mniejszym oporem, trzeba było się trochę naczarować. Raz byłam świadkiem takiej argumentacji: Czy mogłaby mi pani zamienić sałatę na marchewkę? Bo widzi pani, pomarańczowe ugry marchewki lepiej mi się komponują z cytrynową żółcią ziemniaków niż sałata…
    Takie apetycznie zdjęcie, a mnie się na wieczór kombatancki zebrało ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda super! :) też nie wyrzucam jedzenia... bardzo, oj bardzo tego nie lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kojarzy mi się to z moją stołówką w pracy w Hannoverze. Za 2-3 euro można się było dobrze najeść. I ludzie robili tak jak mówiłaś, zabierali na kolejny posiłek.
    Ja i jeden kolega z pracy znani jako największe obżartuchy za to czasem zamawialiśmy po 2 obiady i nie mogliśmy wstać od stołu.

    A Twój zestaw wygląda pysznie, choć jest troszkę szalony :) Zjadłabym chętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I też nigdy nie wyrzucam żadnego jedzenia, chyba że się zepsuje (staram się do tego nie dopuścić). Gdy widzę, że ktoś wyrzuca, to mnie to wkurza niesamowicie.

      Usuń
    2. Szaleństwo to moje drugie imię :) Też staram się pilnować, żeby się nie zepsuło. Nienawidzę marnotrawstwa we wszystkich formach.

      Usuń
  5. Wyrzucanie jedzenia to zbrodnia. Aby do tego nie dopuścić moje zestawy są czasem równie absurdalne. Ponieważ u mnie króluje kuchnia z różnych stron świata to czasem na talerzu spotykają się dania, które w zwykłych okolicznościach nie mają prawa bytu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie dlatego mówię, że moja kuchnia to nawet nie kuchnia fusion, a con-fusion ;)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.