2015-07-26

Sani 撒尼人

Na 8 milionów reprezentantów ludu Yi ponad połowa mieszka w Yunnanie. Od zawsze mieszkali raczej w górach i raczej daleko od miast - tradycyjnie zajmowali się głównie wypasaniem bydła, myślistwem i rabowaniem podróżnych*. W dodatku powiedzieć "Yi" to trochę tak, jakby powiedzieć "Słowianie" - niby grupa językowa i wierzenia się zgadzają, ale jednak nikt nie wątpi, że Polak od Czecha się jednak czymś różni. Dlatego nie dziwi, że istnieje przynajmniej 6 zupełnie niezależnych i wzajemnie niezrozumiałych języków Yi oraz że poszczególne podgrupy Yi przedstawiają się raczej nazwą własnego plemienia niż ogólnym "jestem Yi".
Nie inaczej jest z ludem Sani, który został zakwalifikowany jako Yi, bo język jest w sumie podobny, bo czczą tych samych bogów itd., ale żaden porządny Sani nie powie o sobie "jestem Yi". Mają własny język, własne stroje, własne tańce, a nade wszystko - mają własne legendy - znana jest przede wszystkim Ashima. O tym pięknym dziewczęciu napiszę jednak kiedy indziej, a tymczasem wracam do współczesnych Sani.
Sani mieszkają przede wszystkim w Kamiennym Lesie i okolicach, a także w południowo-wschodnim Yunnanie. W tym i w Puzhehei, w którym miałam okazję się im poprzyglądać. Zwróciłam na nich uwagę przede wszystkim dlatego, że przyglądałam się ich strojom - kompletnie różnym od Yi znanych mi z Kunmingu czy Chuxiongu.
Oczywiście w domu sobie trochę o nich poczytałam. O tym, że od zawsze panowała u nich swoboda wyboru partnera życiowego - co zadziwia etnicznych Chińczyków, do dziś posłusznych w tej kwestii rodzicom. Wyboru dokonywało się zazwyczaj podczas wielkich świąt, gdy dużo młodzieży wspólnie tańczyło i śpiewało; oczywiście, dzisiaj i oni korzystają z internetu i tym podobnych współczesnych sposobów.
Dawniej każda porządna dziewczyna Sani musiała umieć haftować tradycyjne yijskie hafty. Dziś większość ledwo daje radę zwykłemu haftowi krzyżykowemu. Cóż. Znak czasów. Tak i mężczyźni Sani nie polują już, nie potrafią wabić partnerki słodką grą na flecie czy liściu...
Większość młodzieży była w tych wioskach poubierana na bardzo współczesną modłę; stroje ludowe i charakterystyczne nakrycia głowy z "rogami" czy też "kokardą" widniały głównie na głowach staruszek. Wyjątkiem była obsługa niektórych knajp i hoteli - dla podniesienia autentyzmu nakazano się ubrać w stroje ludowe całej obsłudze. Ta zaś nosiła stroje z raczej umiarkowanym wdziękiem, ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu. Z drugiej strony - ja nigdy w życiu nie miałam śląskiego stroju ludowego, nigdy nawet nie widziałam takiego z bliska. Trudno się dziwić, że młodzież woli się ubrać w dżinsy i trampki - ja na co dzień też wolę...
Udało mi się cyknąć zaledwie parę zdjęć. Zwróćcie uwagę na to, jak bardzo kolorowe są te stroje!
Piękne są, prawda? I stroje, i modelki!

*znajomy Yi kiedyś opowiadał mi z dumą, że prawdziwy Yi nigdy nie okradnie nikogo pod osłoną nocy, w tajemnicy. Jeśli będzie Cię chciał okraść, zrobi to z podniesionym czołem, w świetle dnia, z bronią w ręku. Opowiadał z dumą, bo napad z bronią w ręku to przejaw odwagi, a kradzież pod osłoną nocy - tchórzostwa. Zgodnie z tradycyjną moralnością Yi, jeśli masz chrapkę na własność drugiego człowieka, powinieneś mieć wystarczająco duże cojones, żeby mu ją odebrać jawnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.