2007-08-25

Pociag Zhou Yu 周漁的火車

Film z 2002 roku. Chińsko-hongkoński. Kiedy się rzuciłam, żeby go obejrzeć, nic o nim jeszcze nie wiedziałam. Trafiłam na wersję bez angielskich napisów i innych pomocy, i za punkt honoru wzięłam sobie sprawdzenie, jak wiele zrozumiem z fabuły. Okazało się, że jest całkiem nieźle. No, słowo w słowo to nie zrozumiałam, ale zrozumiałam wystarczająco dużo, żeby uronić na końcu łez kilka... 
Wiecie... Podobno jestem romantyczką. Pamiętniki, ckliwe piosenki, te rzeczy. Ale przecież nie tylko poezją człowiek żyje - lubię inteligentnych, odrobinę złośliwych, silnych facetów - ckliwe mięczaki nie bardzo są w moim typie. Dlatego tak łatwo jest mi zrozumieć rozdarcie bohaterki miedzy poetą a cynicznym pragmatykiem. Zwłaszcza, że poetę poderwała ona, a ten silny - zdobył ją. Niby kocham Gałczyńskiego i piosenki z Kabaretu Starszych Panów. A przecież facet, który mnie zdobędzie, będzie musiał wykazać się czymś zupełnie innym - przynajmniej tak mi się wydaje... 
Podróżowałam więc z Zhou Yu. Razem z nią pokonywałam przeszkody dla poety. I razem z nią poddać się musiałam tej drugiej miłości.
W filmie jest Gong Li, jakiej nie znałam. Nie jest taka irytująca jak w Zawieście czerwone latarnie i Żegnaj, moja konkubino
Podobał mi się nastrój tego filmu. Śliczna ścieżka dźwiękowa. Pięknie pokazane przemijanie. Polecam, z całego serca!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.